Transhumanizm to ruch filozoficzno-naukowy, który zakłada, że nasz gatunek znajduje się w fazie “przejściowej” i dąży do kolejnego stadium rozwoju, a ściślej mówiąc – do doskonałości. Wspomaganej nowoczesnymi technologiami. W takiej wizji przyszłości człowiek nie zważa na swoje biologiczne ograniczenia, bo może ewoluować: żyć dłużej, lepiej, bardziej wydajnie. Brzmi jak science fiction? Ale to dzieje się naprawdę.
Skąd w ogóle wzięła się idea transhumanizmu? Trzeba cofnąć się aż do XIX wieku, bo właśnie wówczas żył tworzył jeden z jej propagatorów, Nikołaj Fiodorow. Ten rosyjski filozof i futurolog, po śmierci bliskiego mu wuja, doszedł do wniosku, że jedynym sposobem, by ludzie mogli być szczęśliwi, jest zlikwidowanie… śmierci.
To banalne i nieco naiwne stwierdzenie zapoczątkowało u Fiodorowa swego rodzaju obsesję, której poświęcił całe swoje życie. Był on zdania, że wszyscy ludzi powinni się zjednoczyć w celu wynalezienia takiego rozwiązania, które dawałoby możliwość bycia nieśmiertelnym, a nawet przywracania do życia zmarłych.
Oczywiście trudno dziś wyobrazić sobie realizację pomysłu Rosjanina. Ale współcześnie dysponujemy już technologią, która zbliża nas nie tyle do pokonania śmierci, ile do maksymalnego odsuwania jej w czasie. Zmienia się też sama idea człowieczeństwa, która coraz bardziej wykracza poza nasze biologiczne bariery.
Współczesny transhumanizm dąży do wydłużania życia poprzez:
Skrajni futuryści i transhumaniści wieszczą nawet taki scenariusz przyszłości, w którym dzięki bioinżynierii postczłowiek miałby na tyle nadludzkie zdolności, że byłby w stanie sam się regenerować.
Gdzie jest jednak granica? Robot o humanoidalnej budowie, z ciałem, które tylko przypomina ludzkie? A może pół-człowiek pół-robot, ale z biologicznymi funkcjami życiowymi? Pytanie pozostaje otwarte.
Projekt nowego, “ulepszonego”, a nawet “zaktualizowanego do nowej wersji” człowieka zakłada nie tylko zmianę biologiczną.
Chodzi także o wzmocnienie możliwości umysłowych, o czym uświadamia Nick Bostrom, szwedzki filozof i kierownik Future of Humanity Institute na Uniwersytecie Oksfordzkim. Uważa on, że w obliczu braku wystarczających “zasobów umysłowych”, odpowiedzią jest technologia. To dzięki niej mamy osiągnąć pełnię zrozumienia i aktywności intelektualnej: wyobrażać sobie dwuwymiarową hiperprzestrzeń albo zapamiętać 100 procent treści z przeczytanej właśnie książki.
Idźmy jednak jeszcze dalej. Co, gdyby dało się ulepszyć nie tylko racjonalną stronę naszego “ja”, ale i sferę emocjonalną? Gdyby nauka służyła takiemu “przeprogramowaniu” mózgu, by nie odczuwało się smutku albo braku motywacji, czyli wszystkich tych niepotrzebnych z punktu widzenia ewolucyjnego stanów psychicznych?
Wbrew pozorom, transhumanizm nie jest dziś całkowicie nieosiągalnym. Zwłaszcza jeśli jest sprzężony z innymi współczesnymi technologiami i dziedzinami jak:
Ekspansję tego nowego sposobu myślenia widać w statystykach. W 2020 roku światowy rynek wspomagania rozwoju ludzkiego osiągnął 84 miliardy (!) dolarów i wszystko wskazuje na to, że w najbliższych latach wzrośnie o ponad 20 procent.
Wciąż trwają badania nad zaawansowaną techniką ulepszającą ludzką egzystencję. Na przykład australijscy naukowcy z Monash University w Melbourne zapowiadają niebawem testy bionicznego oka, które byłyby szansą na przywrócenie wzroku niewidomym. Coraz bardziej realną wizją są też sztuczne kończyny drukowane na drukarkach 3D, czyli wybawienie dla osób, które straciły ręce lub nogi w wypadkach.
Co więcej, inwestuje się w takie rozwiązania ogromny kapitał. Firmy takie jak Google, Amazon czy SpaceX nawet w czasie pandemii otrzymały od amerykańskiego rządu ogromne dofinansowania. Z kolei naukowy Instytut Singularity Kurzweila jest współfinansowany przez biznesmenów z Doliny Krzemowej, a także przez Google’a i NASA.
A za pieniędzmi idą także strategie biznesowe. Elon Musk skupia się nie tylko na kosmosie i pojazdach autonomicznych. Interesuje go również medycyna. Z kolei Martine Rothblat, oprócz tego, że buduje androidy, to też rozwija bioinżynierię mającą przedłużyć życie.
Jak przekonuje Ada Florentyna Pawlak, prawniczka i antropolożka technologii: To, że Elon Musk nadał swojemu dziecku takie imię [X Æ A-12 – przyp. red. APA], jest bardzo dla transhumanizmu charakterystyczne. Transhumaniści uważają, że nie powinniśmy dziedziczyć imion po naszych przodkach, ponieważ są one reliktem kultury, która się nie sprawdziła, i którą należy odrzucić.
Wystarczy tylko spojrzeć na to, jak w ostatnich latach rozwinęły się koncepcje awatarów, prowadzenia konwersacji z botami czy wirtualna rzeczywistość (na czele ze wciąż rozwijanym przez Zuckerberga metawersum). Ludzi coraz bardziej oswaja się ze świadomością, że to, co widzialne, to dopiero początek. I że narodziny oraz śmierć wcale nie definiują naszej “realności”.