Zamknięte osiedla to trend, który pojawił się w Polsce mniej więcej w latach dziewięćdziesiątych. Choć upłynęło już trochę czasu, to motywacje mieszkańców do zamieszkania w takich lokalizacjach za bardzo się nie zmieniły. Od zawsze chodzi bowiem o bezpieczeństwo i prestiż. Czy faktycznie za jakiś czas będziemy mieli do czynienia tylko z takimi inwestycjami? Wyjaśniamy.
Pierwsze wzmianki o osiedlach zamkniętych odnotowano na przełomie XIX i XX wieku w USA, a konkretnie w Nowym Jorku. To właśnie tam zaczęto symbolicznie i dosłownie “chronić” zamożne rodziny i ich majątki. Wkrótce takie prestiżowe lokalizacje straciły nieco na niedostępności, by już w latach 80. XX wieku stać się elementem powszechnym.
Jak to często w historii bywało, rozwiązania zza oceanu przeniknęły do naszego kraju. Zaczęło się od Warszawy. W stolicy pierwsze zamknięte osiedla pojawiały się w przestrzeni miejskiej pod koniec lat 90. XX wieku, a prawdziwa “ekplozja” nastąpiła w latach 2001–2003.
Co ciekawe, grodzenie osiedli jest zjawiskiem występującym powszechnie na całym świecie. Odnotowano je w takich krajach jak Kanada, Wielka Brytania, Hiszpania, Argentyna, Meksyk, Izrael, Chiny czy Nowa Zelandia. Budowane są najczęściej na obrzeżach dzielnic oraz w obszarach podmiejskich, wpisując się tym samym w ogólny proces suburbanizacji.
Każde osiedle, nawet jeśli funkcjonuje w ramach kategorii “osiedle zamknięte”, ma swoją indywidualną specyfikę. Ogólnie przyjęło się, że powinno ono mieć takie elementy jak:
Niekiedy jednak można spotkać się z innymi udogodnieniami, do których zaliczają się na przykład rozwiązania z zakresu inteligentnego osiedla, tereny zielone, place zabaw, przestrzeń do wspólnej integracji.
Ograniczenie dostępu bardzo często nie dotyczy wyłącznie budynków, ale obejmuje również ścieżki oraz całą infrastrukturę techniczną i społeczną wewnątrz.
Tworzenie tzw. gated communicies (dosł. zamkniętych społeczności) wiąże się z potrzebą izolacji, ale jest także sposobem na obronę własnego systemu wartości, ochronę rodziny i poszukiwanie idealnej, homogenicznej wspólnoty.
Zamknięte osiedla kuszą potencjalnych mieszkańców takimi wartościami jak bezpieczeństwo, odizolowanie od świata zewnętrznego, udogodnienia tylko dla wąskiej grupy, komfort i wypoczynek oraz prestiż.
Kto właściwie jest odbiorcą takich rozwiązań architektonicznych? Większość badań i analiz mówi o tym, że główną grupę nabywców i najemców stanowi klasa średnia (nazywana niekiedy klasą metropolitalną), czyli dobrze prosperujący ludzie z wyższym wykształceniem.
Jest wiele powodów, dla których zamknięte osiedla w ogóle powstają. Socjologowie mówią o z jednej strony o malejącym poczuciu społecznego bezpieczeństwa i narastających lękach, a z drugiej o rosnących potrzebach konsumpcyjnych, o większej potrzebie podnoszenia stopy życia, renomy. Wszystko to sprawia, że deweloperzy coraz częściej stawiają na osiedla grodzone, o podwyższonym standardzie wykonania i bezpieczeństwa, do których nie jest łatwo dostać się osobom z zewnątrz.
Wizja tego, że dziecko może bezpiecznie bawić się na placu zabaw, do którego nie będzie mieć dostępu “złe towarzystwo” z ulicy, kusi wielu młodych rodziców i jest to całkiem zrozumiałe. Tak samo zrozumiała jest potrzeba spokojnego zacisznego odpoczynku i odgrodzenia się od hałaśliwego, przebodźcowanego świata zewnętrznego.
Ale to, co dobre z perspektywy jednostki, niekoniecznie będzie tak samo pozytywne w szerszej perspektywie. Zamknięte osiedla prowadzą niekiedy do fragmentaryzacji miasta. Wydłużają się codzienne piesze trasy, dochodzi do odcięcia pewnych punktów dostępu.
Badania pokazują, że mieszkańcy takich osiedli wykazują mniejszą aktywność społeczną i niestety mają większą skłonność do tzw. homogenizacji społecznej oraz do gettyzacji, czyli do “zamykania się w bańce” osób o tych samych perspektywach.
Z pewnością duże ograniczenia w kwestii budowania grodzonych osiedli nałożyła obowiązująca od 2015 roku ustawa krajobrazowa, zgodnie z którą nie można stawiać ogrodzeń na osiedlach o powierzchni przekraczającej 2 hektary oraz rozciągniętych na działkach o rozpiętości przekraczającej 200 metrów. Przepisy te nie dotyczą jednak osiedli wybudowanych przed rokiem 2015, a ponadto nie zawsze są one egzekwowane przez władze miejskie. Poza tym deweloper zawsze może zastosować rozwiązanie pośrednie w postaci częściowego odgrodzenia.
Alternatywę dla typowo zamkniętych terenów mieszkalnych stanowią choćby nowocześnie zaprojektowane inwestycje z tak ulokowanymi budynkami, by same w sobie stanowiły swego rodzaju enklawę.
Zgodnie z raportem CBOS z 2020 roku, odsetek osób uważających, że ich najbliższa okolica jest miejscem bezpiecznym i spokojnym (…) sięga 96%. Co więcej, ta wartość jest stała mniej więcej od 2008 roku. Można z tego wysnuć wniosek, że wybór zamkniętych osiedli nie jest podyktowany wyłącznie kwestiami bezpieczeństwa. Prawdopodobnie dużo ważniejszymi czynnikami są udogodnienia, prestiż, lokalizacja, a nawet rozwiązania sprzyjające ekologii.